Cancún – Adaptacja i rozpoznanie

Dzień pierwszy zaczął się od śniadania, kontynentalnego hehe. Wiecie, jak wyglądało? Śmiesznie!

Otóż zawierało 2 grzanki tostowe, małe masełko, dżem, szklankę soku pomarańczowego i słabą kawę. No nie pojadłem 🙂 Ale to nie wszystko, bo żeby było milej to padał deszcz, a może bardziej była ulewa! Gdzie te upały powtarzam sobie, gdzie?!?

1

Po godzinie deszcz ustał i można była wyruszyć z hotelu!

Na początku każdej wycieczki, w pierwszy dzień, przeprowadzam rozpoznanie terenu. Zbieram mapki turystyczne, oferty wycieczek i sprawdzam, jak wygląda komunikacja miejska. Wszystko po to, żebym w kolejne dni, mógł się swobodnie poruszać, tam gdzie chcę.

Sprawdzając otoczenie hotelu w Google Maps, zauważyłem wielkie centrum handlowe! To zawsze jest dobre miejsce na sprawdzenie cen żywności, pamiątek, itp. Dobrze mieć porównanie! Pewnie, jak się domyślacie, zakupiłem kilka produktów, żeby przetestować moją wakacyjną kuchnię 🙂 Tacosy, choć jeszcze w centrum handlowym, musiały też być! Jak wiecie śniadanie nie było obfite!

2

Poniżej kilka perełek ze sklepowej wystawy.

Lays-y to Sobritas.

3

Kostka pomidorowa? Dlaczego by nie.

4

Oreo w białej czekoladzie. Ponoć też dostępne w Polsce, ale ja nie widziałem.

5

Owoce.

6

Papaya.

8

Tego jeszcze nie rozpoznałem, ale pracuję nad tym 🙂 Wygląda jak robale.

9

Świeży rumianek, u nas tylko w torebkach.

10

Lemonki. My znamy te po lewej, a mogą być wielkie jak cytryna.

11

Każdy znajdzie swój ulubiony rodzaj papryki.

12
Potem był  spacer nad morze. I tu niespodzianka. Takie coś, jak przejście dla pieszych, a już takie ze światłami to rzadkość! W większości przypadków trzeba po prostu wyczekać moment, kiedy nic nie jedzie i szybko przebiegnąć na drugą stronę ulicy.

13

Do plaży było ok. 4 km. Czerwony deptak, niczym czerwony dywan prowadził wprost nad morze. Po drodze można było podziwiać zarośla, korki i iguany 🙂

14

Wejście na plażę wygląda niesamowicie, cnie? Od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy 🙂

Z_IMG_7649

Niestety zachmurzone niebo nie oddało cudownej barwy Morza Karaibskiego. Plaża też była pokryta jakimiś gałązkami, czy czymś tam. Nie wiem, nie znam się. Za to temperatura wody idealna. Jakbyś wchodził do cieplutkiego jeziora. Bardzo miłe uczucie. Oczywiście kąpiel musiała być! Nie wiem dlaczego, ale jak woda jest ciepła to też jest strasznie słona.

16

Wyspać się na plaży też można 🙂

17

Po takim spacerze trochę zgłodniałem, ale wracać na pieszo już mi się nie bardzo chciało. Postanowiłem spróbować komunikacji miejskiej. Niestety okazało się, że na przystankach nie ma żadnego rozkładu jazdy, jakichś wskazówek, gdzie, który autobus jedzie. Pierwszy raz coś takiego widziałem. Nie zwlekając zapytałem jednego z miejscowych, którą linią mogę dojechać do tego miejsca (i tu pokazuję telefon z mapką Google Maps, tak, tak, można zapisać wybrany region i nie potrzeba Internetu). Zapytany powiedział, że mogę wsiąść w dowolny autobus. I tutaj kolejna niespodzianka. Jednorazowa przejażdżka, niezależnie od odległości, kosztuję zaledwie 9,5 peso! (ok. 2 zł). Taniocha! Po powrocie natrafiłem jeszcze na informację turystyczną, gdzie przemiły Pan wskazał na arkuszu mapy co można pozwiedzać, a że samo miasto Cancún jest bardzo młode (powstało w  1970 r.) to nie było tego wiele. Jedną z atrakcji był lokalny targ i tam musiałem spróbować świeżo przygotowanych tacos-ów. Były wyśmienite, a sos z papryczek habanero wypalił mi podniebienie! 🙂

18

Ale było dużo, tanio i smacznie! 3 tacos kosztowało zaledwie 15 peso (3,33 zł).

19

C.D.N 🙂