To, że w Warszawie się biega, a nie chodzi, słyszałem jeszcze zanim się tu przeprowadziłem.
I nie chodzi mi tutaj o organizowane maratony, ale codzienne życie. Będąc w Warszawie, może na pierwszy rzut oka tego nie zobaczysz, ale wejdź do metra lub zobacz co dzieje się na przystankach. Ludzie pędzą, aby zdążyć na kolejną przesiadkę.
Dlaczego tak jest? Zapewne spowodowane jest to odległościami, jakie mieszkaniec Warszawy ma codziennie do pokonania. Większość osób musi dojechać komunikacją miejską, czy samochodem, wiele kilometrów, aby dostać się do pracy. Każda, nawet najmniejsza przeszkoda może spowodować opóźnienie.
Wyobraź sobie, że do miejsca pracy masz 10 km. Dojeżdżasz komunikacją miejską i masz 2 przesiadki z odstępem 5 minut. Powiedzmy, że średni czas dojazdu do pracy to 45 minut. Wychodzisz o 8:10, aby zdążyć na 9-tą. No i pytanie, dlaczego nie wcześniej? Ano bo 45 minut to i tak dużo czasu, więc z dnia na dzień starasz się zmniejszyć ten czas do absolutnego minimum, stąd pojawia się bieganie 🙂 Ale kontynuując, wystarczy, że jeden z Twoich nośników komunikacyjnych, spóźni się 2 minuty, będzie kolejka do wejścia do metra, a już z 45 minut potrafi zrobić się godzina.
Takie bieganie do pracy ujawnia się także kiedy „spacerujemy” po mieście. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że oprowadzając znajomych, zostawiłem ich daleko za sobą 🙂 Po prostu szybkie chodzenie wchodzi w krew i ciężko nagle zwolnić.
Często słyszę, że tak jest tylko w Warszawie, ale czy na pewno?